Ale się mnie dostało, jak ślepej kurze ziarnko. :) :) :)
Kurze która przez większość życia szyła na Łuczniku, starym, nowym, dużym, małym...
o pardom, jestem też szczęśliwą posiadaczką przedwojennej maszyny Rossoman & son.
Szycie na na Juki F-600 przypomina jazdę corollą avensis po przeniesieniu sie z fiata 126p.
Pierwszy raz ma do czynienia z maszyną która nie szarpie mi wełny pod czas szycia.
Po za tym mam do dyspozycji regulator prędkości szycia , więc mogę
zwolnic na ostrych zakrętach, albo na bardzo małych powierzchniach.
Cieszę się uszyłam mini misia na maszynie i wygląda jak misio a je jak wyciągnięta skarpeta :)
Lekka jest ! i to bardzo fajnie:) jest też bardzo czujna, choć w moim przypadku
niewiem czy mam się cieszyć, czy płakać.
Przy chwilowym spadku mocy prądu przeżyłam chwile zgrozy, gdyż myślalam że maszyna zakończyła swój żywot w moich rękach i to było nie fajne.
Na szczęście ma się dobrze i szyje dalej .
Bardzo podoba mnie się funkcja haftowania w maszynie.
i coraz bardziej skałaniem się do posiadania takiej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz